niedziela, 27 kwietnia 2014

Kto ich niszczy?






Pobrałem z ImmortaChess




Wprawdzie pisałem o tym kilka razy ale jeszcze raz się odniosę do spiskowej teorii jakoby ktoś niszczył młode talenty szachowe w Polsce. Jest też ciekawy pogląd podawany "w pakiecie" ,że trenerzy w Polsce uczą szachów świetlicowych.
Jak zwykle w takich przypadkach wypowiadają się szczególnie Ci , którzy nie mają pojęcia w czym rzecz i nigdy nie prowadzili zajęć szachowych . Ich aktywność sprowadza się do okazywania złej woli opartej na uprzedzeniu a dalej mechanizm już działa . Wystarczy co jakiś czas powtórzyć bzdurny zestaw przekonań i powstaje złudzenie, że to prawda.
Bo przecież mamy wszyscy prawo do wypowiedzi!
Otóż Ci trenerzy, których znam uczą tych, którzy chcą się uczyć albo tych, których rodzice chcą aby dziecko grało w szachy.
Uczą w szkołach, w domach kultury , prywatnie .
Duża jest różnorodność zarówno podopiecznych jak i trenerów, instruktorów. Zarówno jeśli chodzi o poziom gry jak i poziom aspiracji. 
Znam sytuacje , które wyraźnie wskazują na błędy w szkoleniu ale przecież to bywa wszędzie.
Czasem nawet dobry zawodnik kiedy zostaje trenerem robi poważne błędy w szkoleniu i spowalnia rozwój młodego adepta. Bywa i tak.
Trudno jest to zauważyć rodzicom bo szachy są dość hermetyczne a weryfikacja następuje po przynajmniej rocznym treningu w czasie MP.
Ale wcale nie jest to częste więc nie wiem dlaczego na tych negatywach należałoby się skupiać.
Rozumiem, że zarzut świetlicowego charakteru treningu dotyczy przestarzałych jakoby metod treningowych, brak nowego, świeżego spojrzenia na proces treningu itd. 
To przekonanie nie jest poparte jakimikolwiek argumentami poza tym, że tak jest.
Przekonanie, że ktoś niszczy talenty w polskich szachach jest wymysłem pasującym do spiskowej teorii. I niczym więcej. Ludzie, którzy wciąż o tym opowiadają nie mają żadnych dowodów w postaci chociażby relacji zawodników czy rodziców. Zadałem sobie trud i rozmawiałem przy różnych okazjach na ten temat z zainteresowanymi.
We wszystkich przypadkach a było ich ponad 20 wybór był świadomy. Wybierano pomiędzy szansą na dobrą w miarę stabilną pracę a niewiadomą losu zawodowego szachisty. Aby dojść do wyników trzeba sporo czasu i pieniędzy zainwestować.Aby po ukończeniu wieku juniorskiego trzymać się szachów trzeba mieć albo bogatych rodziców lub dobrego sponsora bo wyjazdy i treningi przecież kosztują a na co dzień też trzeba gdzieś mieszkać i coś jeść.
Dlatego Ci , którzy powinni być jako zawodowcy skoncentrowani na swym rozwoju , trenują innych ,grają w rożnych ligach czyli rozdrabniają się.
To często powtarzany zarzut tylko jak rozwiązać ten problem?
Tego"mędrcy" nie wiedzą. Tylko zalecają i polecają. I znowu Ci sami, którzy nigdy nie grali zawodowo w szachy tylko grzali stołki w tzw. stałej pracy.
Dlatego młodzi studiują, idą do pracy i spora część energii idzie poza "szachowy gwizdek".
Tylko czy to my trenerzy ich do tego namawiamy?
Nikt mnie jeszcze nie pytał o to jaką podjąć decyzje w życiu. Czy wybrać zawodowstwo w szachach czy uczelnię . A nawet gdyby mnie zapytał to odpowiedziałbym , że mogę tylko ocenić potencjał szachowy w tym jednym szczególnym przypadku.
Każdy ma prawo do wypowiedzi a tym bardziej do dokonywania wyboru w życiu.
Cały czas jednak działa nawyk szukania winnych i jak zwykle w takich przypadkach winny się znajdzie!
Tylko ludzie Ci nie zastanawiają się , że nie tworzą niczego pozytywnego .
I zaślepieni z uporem powtarzają zła nowinę wierząc , że to prawda.
I nie reagują na żadne argumenty. Udają, że nic się nie stało. Nie było pytań, które są niewygodne.
To jest obiektywizm i wyważenie racji?
Prawda jak mawiają wyzwala. Ale trzeba się zgodzić na jej przyjęcie.
A mogę zapewnić, że wielu przypadkach z którymi się zetknąłem prawda bywała szokująca ale i oczyszczająca ze złudzeń. Chodzi mi o to co rzeczywiście młodzi robią w domu i na turniejach zarówno jeśli chodzi o szachy jak i niekoniecznie. Ich poziom aspiracji, sposób funkcjonowania itd.
Wymagałoby to osobnego opracowania a ja nie stawiam sobie takiego celu.
Ze zrozumiałych powodów nie będę opisywał poszczególnych przypadków.
Dlatego Ci, którzy nie pracują na co dzień z dziećmi, czy młodzieżą jeśli chcą się wypowiadać na takie tematy powinni zdawać sobie sprawę przede wszystkim z własnych ograniczeń.
Są poza tym światem w którym ja też mam tylko ograniczone rozeznanie. Dlatego nie potępiam nie zalecam i nie udzielam porad . Dużo widziałem i wiem jak trudno jest zobaczyć czyjeś działania, gdy w istocie niewiele wiemy o człowieku. 
Dlatego może czas skończyć z tą nagonką . 






2 komentarze:

  1. Mądry tekst! Odpowiadając językiem dyletantów na sąsiednim blogu, to panowi JK można zarzucić, że zmarnował talent Brzeskiego. Na szczęście Wojtaszek i Najdicz szybko uciekli spod jego opieki trenerskiej i dopiero wtedy rozwinęli skrzydła. JK jest też winien zmarnowania wielu niemieckich talentów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co ciekawe Najditsch nie pamięta takiego trenera. Miał wtedy 11 lat chyba , gdy trenowali ale dzieci zapamiętują swych nauczycieli , jeśli mieli w sobie coś wyjątkowego. Wojtaszek też jakoś milczy w tej sprawie. Wprawdzie czasem młodzi ludzie bywają niewdzięczni ale w przypadku J.K widać, że inaczej on ocenia te treningi i inaczej wymienieni. Co do Brzeskiego to miałem okazje pracować z nim czas jakiś ( srebrny medal w MP do lat 18) Nigdy nie pytałem ale do niewątpliwych zasług J.K należało wyperswadowanie Maćkowi 1.c4 na rzecz 1.e4. Dalej już najwięcej zrobił moim zdaniem Włodek Szyszkin a i ja swoje dołożyłem. Natomiast Maćka nikt nie zmarnował bo trzeba było z nim popracować na żywo a nie poprzez internet i wtedy mówić o czymkolwiek. Ta praca przez internet w wielu przypadkach sprowadzała się do wysyłania zbioru partii bez żadne sugestii. I zalecenia ogólne. Tak się nie pracuje z ludźmi.
    Maciek w pewnym momencie stracił zainteresowanie szachami i nawet niestety próbował swe poglądy "zastrzyknąć" Kacprowi Piorunowi co skończyło się tym, że przestali razem mieszkać na turniejach. Nie mówię o żadnej winie. Po prostu razem z tatą Kacpra doszliśmy do wniosku, że Maciek odciąga Kacpra od szachów, osłabia jego motywację.
    Było to o tyle nieporozumieniem, że jak teraz widzę nic tej motywacji osłabić nie mogło ale tak było wtedy i tak to widzieliśmy. czyli jest inaczej, nie tak prosto czy też prostacko jak to ujmują dyletanci, ignoranci tudzież impotenci szachowi.

    OdpowiedzUsuń