sobota, 29 kwietnia 2017

"Czip"






Tytułowy bohater nowego cyklu to Genrikh Chepukaitis  .
W cyklu tym postaram się pokazać nieco inne świat  szachowy. Nie ten zbudowany pracowicie z logicznych, solidnych cegiełek ale świat fantazji, szaleństwa blitzowego, niedoczsowego, gdzie rządzą zupełnie inne prawa niż te do, których przywykliśmy.
Twórczość "Czipa" nadaje się do tego doskonale. Nie można się oprzeć wrażeniu, że ludzie tak oryginalni zarówno kreują jak i przyciągają niejako  takie właśnie sytuacje.







Nietrudno zauważyć, że ten fragment partii roi się od błędów ale taki jest "przywilej" niedoczasu.
Niestety całej partii nie znalazłem w żadnej bazie a i w przypadku tego fragmentu "Czip" nie podaje daty . Była to ponoć zwykła partia, straszny niedoczas i Bagirov "jeszcze nie był arcymistrzem".

W kolejnych odcinkach nieco więcej o partiach błyskawicznych i oczywiście szalone partie i fragmenty. 


piątek, 21 kwietnia 2017

Koń jaki jest każdy widzi






Nie od dziś Jerzy Konikowski sieje zamęt na swoim blogu. W jego mniemaniu reprezentuje on "polskie środowisko szachowe".Nawet nie jest to śmieszne bo trudno śmiać się z kogoś kto ma urojenia.


Tym niemniej od czasu do czasu udaje się J.K  pokonać barierę głupoty ale jest to jedyna bariera jaką przekracza. 



Chodzi mi o wpis dotyczący  wywiadu Kacpra Pioruna dla "Mata"( nr.6/2015)

Skan całego wywiadu zamieściła Gala Wywiad z Kacprem Piorunem wraz z zasadnymi pytaniami, których nie będę tu powielał . Nasuwa mi się jednak kilka refleksji.


Początkowo myślałem, że wystarczy żartobliwy ton aby przerwać ten ponury spektakl ale okazało się, że Jerzy Konikowski dostał napadu szału. Ten osobnik jest odporny zarówno na argumenty jak i poczucie humoru.



Rozumiem, że Sylwia Konikowska broni swego męża ale żeby stary chłop chował się za spódnicę` to już lekka przesada.  



Z fragmentu wypowiedzi Kacpra Jerzy Konikowski wyprowadził cały dowód na to, że zaniedbałem rozwój młodzieńca.



Oto stosowny cytat:

Obecny mistrz Polski Kacper Piorun w wywiadzie w piśmie Polskiego Związku Szachowego „Mat” Nr 6 -2015 na stronie 13 na pytanie Pawła Dudzińskiego: A szachowo trenowałeś więcej, czy tyle samo co wcześniej? m.in. powiedział: …”Więcej tzn. podreperowałem się trochę w debiutach, bo wcześniej miałem problemy z uzyskaniem przewagi, albo chociaż pozycji „do gry”. Debiutowo czuję się teraz trochę pewniej…”.

Kacper Piorun w momencie tego wywiadu miał 24 lata! Tymczasem powinien nad swoim repertuarem debiutowym zacząć trening około 10 lat wcześniej. Duże zaniedbanie jego trenerów, którzy zlekceważyli ten problem. Niewykluczone, że gdyby KacperPiorun był wcześniej prawidłowo szkolony, to mielibyśmy już teraz zawodnika światowej klasy! Ostatnie wyniki sportowe tego szachisty wskazują bowiem na jego wielki potencjał twórczy. Wielka szkoda!


Powiedzmy sobie jasno: Jerzy Konikowski nie ma bladego pojęcia nad czym pracowaliśmy przez prawie osiem lat naszej przygody. A jeszcze mniejsze pojęcie ma jego żona, która występuje pod rożnymi nikami takimi jak Dominik, Adamek, Krystian czy Obi, że wymienię tylko niektóre.
Może czas już spoważnieć Pani Sylwio?


Pasuje tu powiedzenie Stasia Gawlikowskiego, który obserwując na ligach zmagania niektórych niewiast pod nosem cedził: "do garów, do garów".


Sam Jerzy Konikowski twierdził wielokrotnie, że nad debiutem należy wciąż pracować. I to się zgadza. Nie można się ich po prostu nauczyć bo wciąż pojawiają się nowe idee a jeśli nie to samemu należy rozwijać swój repertuar, gdyż konkurencja nie śpi.

Przed każdymi ważnymi zawodami ( np: finał MP) lub po cyklu turniejów każdy zawodowiec przeprowadza analizę swych braków i stara się je wyeliminować. Jest to naturalne zjawisko i nie ma tu podstaw do sięgania w szachowe dzieciństwo Kacpra.

Takich "resetów debiutowych" miał kilka. Rozwija się i jest już od dłuższego czasu zupełnie samodzielny. W miarę jego potrzeb wspieram Kacpra różnymi materiałami teoretycznymi i życzliwością ale na szczęście nie potrzebuje on już moich porad. I tak powinno być. Ma być całkowicie samodzielny.

Kacper uważa, że byłem dla niego bardzo dobrym trenerem a o solvingu wyraża się w superlatywach ( vide wywiad). To jednak nie jest istotne bo co ten Kacper może wiedzieć. Jest w błędzie przecież i to, że ma inne zdanie to tylko gorzej dla niego.

Wywód Jerzego Konikowskiego jest obraźliwy także dla Kacpra. Wygląda na to, że biedak przez dziesięć lat był tak ogłupiały od zajęć ze mną, że dopiero w 2015 roku się zorientował co i jak. Zapewne pod wpływem lektury bloga J.K, choć kłamca twierdzi, że nie czyta. Jak zatem doszedłby inaczej do tak głębokiej prawdy?

Te i wiele innych"zagrań" Jerzego Konikowskiego sytuują go w pobliżu dna tuż nad warstwą mułu ( wersja optymistyczna).
Manipulacja jest tak prostacka, że słabo się robi. Ludzie są dla J.K tylko przedmiotem manipulacji w jego grze w "wyrocznię". Jeśli nie spełniają jego oczekiwań to po prostu wycina z ich wypowiedzi tylko to co mu odpowiada.

Słaby wynik Kacpra na ostatnio granym turnieju także podciągnięto pod "problemy debiutowe"
Bzdura zupełna! Znam przyczynę bo rozmawiałem z Kacprem. A Adamek ( witam P.Sylwio) plecie o jakichś końcówkach czyli to samo co zawsze w przypadku MASZ. 
Zanim fantazja zastąpi rzetelną informację i zbudzą się demony chorego umysłu proponuję podobnie jak w przypadku Kacpra, Magdy Kozak czy Wojtka Morandy nawiązać z nimi kontakt i dowiedzieć się co jest grane. Tylko, że jak mniemam nikt nie chciałby z J.K rozmawiać bo "kto pije z chamem ten śpi z nim pod płotem".


I to by było na tyle.



środa, 19 kwietnia 2017

Gra na wyprzedzenie







To taki rodzaj gry, gdy każdy z partnerów stara się wszelkimi sposobami wyprzedzić oponenta w ataku na króla.

Trzeba przyznać, że Obrona Sycylijska jest pod tym względem debiutem wyjątkowym. Ataki na przeciwstawnych skrzydłach, kontruderzenia w centrum, ofiary materiału są tu na porządku dziennym.

W poniższej partii zobaczymy w roli kontratakującego wybitnego  teoretyka i praktyka,           znawcę  Obrony Sycylijskiej - Lwa Poługajewskiego.

Komentarze skrócone i zmodyfikowane dla potrzeb bloga pochodzą z książki arcymistrza "W sycyljanskich labiryntach"


Pozycja po 17 pos. białych





piątek, 14 kwietnia 2017

Czas pokutny








Czas jest pokutny tak tedy i mnie wypada posypać głowę popiołem. 
To w nawiązaniu do wpisu na blogu Jerzego Konikowskiego. http://www.blog.konikowski.net/2017/04/14/problemy-szkoleniowe-w-polskich-szachach-100/

Zadumałem się nad swym nieszczęsnym losem jak i losem Kacpra Pioruna. Po przeczytaniu wpisu Jerzego Konikowskiego zrozumiałem, że zawsze chciałem zniszczyć Kacpra Pioruna a jednak mi się nie udało! 

Zapytacie czemu chciałem go zniszczyć? Zapewne z zawiści bo skubany talentem mnie znacznie przewyższał i jak sobie pomyślałem, że kiedyś będzie lepiej grał ode mnie to aż się we mnie gotowało.

O niedoczekanie! - myślałem, zrobię wszystko aby łebka zatopić. No i nie udało mi się.
Przypuszczam, że oprócz braku wprawy z mej strony talent Kacpra sam się obronił przed 
mymi knowaniami.

Na nic się zdały me próby wprowadzenia go w błąd co jest ważne a co nie.
Mimo wszelkich zabiegów doszedł prawie do 2700 i nagle- zapewne pod wpływem wpisów Jerzego Konikowskiego lub Krzysztofa Kledzika- zrozumiał co robi źle.

Jednak moja czarna magia działała przez lat 10 bo tyle wyliczył w swej łaskawości Jerzy Konikowski. Może zatem powinienem jednak się cieszyć, że chociaż udało mi się powstrzymać rozwój tego zdolniachy. Strach pomyśleć jaki ranking mógłby osiągnąć, gdyby uczył się od czternastego roku debiutów.

No ale co można zrobić? Zaprosiłem onegdaj Piotrka Murdzię na zajęcia w ramach konsultacji z MASZ  i wydawało mi się, że jest szansa bo młodzieniec wciągnął się w solving. "Dobra nasza " - pomyślałem zacierając ręce. A młodzian został mistrzem świata , Polski i w ogóle . I przy tym progresował powoli acz nieubłaganie w grze bezpośredniej a przecież nie taki był szczwany plan mój!

Dlatego dziś wypada mi mimo wszystko uderzyć w ton skruchy bom niewystarczająco się starał.
Zawsze starałem się niszczyć moich uczniów ale człek jam niedoskonały.
I nie mogąc już tego naprawić przychodzi mi mścić na małych dzieciach, które szkolę z jak najgorsza intencją ale co to za satysfakcja...



piątek, 7 kwietnia 2017

Kolega Tomeczek



  ur. 22 października 1955 w Łodzi  
zm. 28 lutego 2017 w Łodzi    


Grudzień 1978 rok Szeligi. Właśnie skończyła się I liga seniorów i mając w odległej perspektywie powrót do Łodzi wybraliśmy się z drużyną "Anilany" na długi spacer. Szczegóły zatarły się już w mej pamięci. Powracaliśmy w mroźnym wietrze idąc po zamarzniętym jeziorze . Ratowało nas tylko wypite w drodze powrotnej grzane piwo z sokiem.. Rozbiliśmy się tez na "podgrupy" w zależności od tempa marszu.

Szedłem z Witkiem Balcerowskim i Tomkiem Rakowieckim. Witek czyli tzw późniejszy Mistrz Osiwiały spojrzał w pewnym momencie na Tomka kulącego się z zimna w kusej kurteczce i swoim zwyczajem krótko scharakteryzował kolegę z drużyny; "Kolega Tomeczek , dusza artystyczna plus brak kalesonów"


***                                              

W tej żartobliwej charakterystyce było sporo prawdy.


Poznałem Tomka w zamierzchłych czasach , gdy obaj byliśmy jeszcze juniorami.
Mieszkał niedaleko ode mnie i często grywał w szachy w pobliskim parku Staromiejskim, gdy tylko sprzyjała pogoda.

Spotykało się tam zresztą wielu szachistów takich jak niestety nie żyjący już Andrzej Rosiak , Sylwek Pawlak i wielu mniej znanych ale zawsze gotowych do gry. W jakimś momencie grywał tam nawet IM Józef Pietkiewicz.

Udało mi się przekonać Tomka aby przeniósł się z "Resursy" do "Anilany".
Mielismy odpowiednio wysoki fundusz , byliśmy młodzi i mogliśmy wyjeżdżać na turnieje w zasadzie bez ograniczeń. 

Od tego momentu nasze więzy się zacieśniły. O ile pamiętam mieszkaliśmy razem na wszystkich ligach i , gdy się dało na turniejach.


***

Tomek był bardzo dobrym kompanem. Miał olbrzymie poczucie humoru, nie był napastliwy, niczego nie narzucał. To, że przebywaliśmy razem na wszelkich wyjazdach wydawało się tak naturalne jak oddychanie. Nie pamiętam aby były pomiędzy nami jakiekolwiek nieporozumienia a przecież bardzo różniliśmy się w poglądach zarówno na szachy jak i na życie w ogóle.


***


Tomek był wówczas zupełnie niepraktyczny , zanurzony tak w szachach jak i w świecie muzyki popowej . Handlował płytami na rynku, zamieniał się nimi i ze znawstwem rozprawiał o swych ulubionych zespołach. Pamiętam, że to właśnie Tomek zapoznał mnie  jedną z płyt z serii "Biały kruk czarnego krążka". Dodam ,że był to czas jeszcze płyt winylowych.

Było to poniższe nagranie, które zrobiło na mnie bardzo silne wrażenie . Później pojawiły się płyty tego zespołu a ja z prawdziwą przyjemnością wziąłem udział w dwóch koncertach grupy "Ossian"  








W szachach Tomek był zwolennikiem konkretu. Interesował go przede wszystkim debiut. Był w tej fazie bardzo groźnym i wymagającym partnerem. Powoli z czasem jego styl ewoluował i przyszła także wiedza o grze pozycyjnej.


Tomek miał bardzo rozbudowane notatki szachowe. Większość z nas brała wtedy przykład z arc. Schmidta i robiła notatki według jego wzoru. Był to czas grubo przed komputerami i po prostu nie było innego wyjścia. Z uwagi na to, że widziałem i jedne i drugie notatki mogę powiedzieć, że "kwity" ( nieco pogardliwe określenie Jacka Bednarskiego) Tomka ustępowały arcymistrzowskim tylko przejrzystością.

Chętnie się ze mną dzielił swymi analizami, choć rzadko z nich korzystałem z uwagi na duże różnice w repertuarze debiutowym.

Z owymi "kwitami" wiąże się pewna anegdota. na której lidze Tomek zapadł w przedpołudniową drzemkę. W pewnym momencie zaczął jęczeć i próbował najwyraźniej biec. Sytuacja wyglądała na poważną wiec zbudziłem go i zapytałem co się stało. Okazało się, że dręczył go koszmar senny.

Z zamkniętymi oczyma, znękanym głosem Tomek relacjonował: " śniło mi się , że wysiadłem na jakiejś małej stacyjce a mój bagaż pojechał w p....u"


***


Proponuje dwie partie charakterystyczne dla stylu gry Tomka. Jedna z nich została wyróżniona publikacją w "Szachowym Informatorze" ( 31/315) Tomek wygrał ją w finale MP z jednym z najsilniejszych wówczas polskich szachistów. Pozwoliłem sobie do oryginalnych komentarzy Tomka dodać nieco swoich uwag.

W przygotowaniu do drugiej brałem udział. Jak zwykle na lidze mieszkaliśmy razem i wspólnie analizowaliśmy niektóre ostre pozycje. Jeszcze raz przypomnę, że nie było wówczas silników szachowych.






Pozycja po 11 pos. czarnych

Rakowiecki-Kuligowski





Pozycja po 13 pos. czarnych

Rakowiecki-Wojcieszyn 


Długo redagowałem ten trudny dla mnie wpis. Po prostu nie wiedziałem co i jak zapisać. Ulotne obrazy z przeszłości migały i choć wiele było radosnych i zabawnych chwil to każde wspomnienie połączone było z bólem straty z, której zdajemy sobie sprawę dopiero, gdy kogoś zabraknie.

Ojcze Pastewny, miej Tomka w swej opiece!