środa, 30 lipca 2014

Skoczki w herbie








Lubię taką figurkę jak skoczek i nawet nie wiem dlaczego. Na swoje usprawiedliwienie miałbym argument, że taki Czigorin też tak miał...
Poniższy przypadek wiele lat temu opisałem w felietonach w "Szachowej Vistuli" ale z uwagi na ciekawy temat postanowiłem powtórzyć z nieco innymi komentarzami.
Partia jest pouczająca ale dla mnie najważniejszy był epizod opisany w komentarzu.
Postać pana Stanisława jest dla mnie wielką i przy każdej okazji staram się młodym ludziom przypomnieć tak jego zasługi edytorskie jak i wyjątkowe ludzkie cechy, będące źródłem moich inspiracji.








Po uwagach Czytelników zdecydowałem się na drobne poprawki .
Partia ma niezaprzeczalny walor szkoleniowy. Znane idee takie jak zugzwaqng , ograniczenie działania występują tu i są niezbędnym elementem w ocenie pozycji.




niedziela, 20 lipca 2014

Odważna ofiara





Edmar Mednis




Wszyscy lubimy atakować i mieć inicjatywę.Problemy zaczynają się, gdy nie da się atakować "po dobroci" i należy coś ofiarować aby utrzymać tempo ataku. Wtedy część podopiecznych stara się latać "nisko i powoli" jak radziła mama synowi - lotnikowi a część rusza do szturmu. Poniżej partia w której białe wyczuły właściwy moment do ataku i tak powstała ta bardzo żywa gra.






Jako trener mam spore problemy z przekonaniem podopiecznych , gdy dochodzi do oddawania materiału. Jest wiele partii pokazujących zwycięstwo "ducha" nad materią ale przywiązanie do materiału jest niekiedy poważną przeszkodą.




wtorek, 8 lipca 2014

A gdy poszedł król na wojnę...




Pobrałem z Immoratalchess



Jest oczywiście mnóstwo partii, gdzie jedna ze stron z własnej lub przymuszonej woli wyszła królem do boju. Wybrałem tą bo rozegrali ją gracze znamienici , poszukujący walki, konfliktu.
Ponadto nie zawsze wyjście królem w niebezpieczny "teren" jest skutkiem błędu. Czasem jest to konsekwencja pryncypialnej walki, gdzie obaj gracze chcą udowodnić zasadność swej koncepcji. Tak właśnie stało się w poniższej partii.








Przebieg partii stawia wciaż aktualne pytania o granicę ryzyka,wolę zwycięstwa i znaczenie łutu szczęścia...



środa, 2 lipca 2014

"Chyłkiem pod tujami"




Pobrałem z immortalchess



Jakiś czas temu na pewnym blogu szachowym...
Tak powinny może zaczynać się bajki szachowe ale nie rozważania dorosłych ludzi.
Dlatego proponuje aby pisać wprost czego i kogo dotyczą wpisy bo inaczej sam piszący wchodzi w krytykowaną przez siebie sferę "oczywistości" Niby wszyscy wiedzą itd.
Otóż aby była jasność rozważania na blogu J.K dotyczące oczywistości wcale nie są takie "oczywiste". 
Zgadzam się z argumentem, że zaniedbano w publikacjach z "pieczęcią" PZSzach nazwiska trenerów naszych czołowych szachistek i szachistów. Są oni jakby w tle i czasem pojawiają się na zdjęciach ale może warto byłoby pochwalić ich przy okazji wysokich miejsc naszych najzdolniejszych bo wszak są współautorami tych sukcesów.
To jednak nie zwalnia od konieczności aby pisząc o naszych młodych, zdolnych dowiedzieć się tymi lub innymi sposobami kto jest trenerem. Okazało się, że w przypadku J.K.Dudy Jerzy Konikowski szybko ustalił niezbędne dane co mu się chwali ale co powinien już dawno zrobić jeśli naprawdę go to interesuje.
Reszta argumentów pana Krzysztofa Kledzika jest dla mnie co najmniej niezrozumiała.
Pisząc o kontrowersji wokół wyboru wariantu w partii J.K.D - Muzyczuk zapomina , że Jerzy Konikowski zalecił posunięcie 5.0-0 jako rozszerzenie repertuaru Jankowi ew. w domyśle jego trenerowi a nie Czytelnikom. Siłą rzeczy staje się to informacją dla wszystkich ale skierowane jest to wymienionych osób. Dlatego  dalsza część wywodu odnośnie "poszkodowanych" szeregowych czytelników jest naciągana. Należałoby wyjaśnić jakie powstają w obu przypadkach pozycje ale nie zmienia to faktu niefortunnej ( delikatnie ujmując)  rekomendacji oraz tego, że koncepcja wyboru tej czy innej opcji należny do zespołu trener-zawodnik . Możliwe, że nie był to wybór słuszny ale skąd to wiadomo? Przecież  wynik partii nie może ostatecznie o tym przesądzać.
Poza tym nie zauważyłem aby na blogu Jerzego Konikowskiego znalazł się jakiś nieśmiały Czytelnik
, który miałby problemy z wyrażeniem swej opinii na jakikolwiek temat. Raczej rzekłbym, że jest odwrotnie...
Wszystkie te zabiegi mają na celu ukryć rzeczywisty wymiar "zalecenia" poprzez "rozmycie" wagi zjawiska i przerzucenie ewentualnej odpowiedzialności na kogoś innego.

Godzi się tu przy okazji wspomnieć o innym przejawie takiego działania.
Wiele razy na blogu Jerzego Konikowskiego czytałem zarzuty dotyczące trenerów w tym także i mnie, że zniechęcamy juniorów do wyczynowych szachów. Padało nawet "magiczne" 19 lat a Jerzy Konikowski nawet oskarżył mnie o przerzucanie odpowiedzialności na rodziców.
To poważne oskarżenia na które ani J.K ani Pan Krzysztof nie mają żadnych dowodów. Mało tego , proste zestawienie dat ukończenia szkoły średniej i rozpoczęcia studiów wyjaśnia wszystko. Pisałem o tym kilka razy ale bez widocznego skutku w postaci zrozumienia.
Tym razem pan Krzysztof przyznaje mi rację ale jakby udawał, że całej poprzedniej nagonki nie było albo nie była istotna. Trzeba umieć się otwarcie przyznać do błędu, choć w tym przypadku były to zarzuty graniczące z sabotażem polskich szachów.
Rozumiem, że Pan Krzysztof mówi w swoim imieniu ale może po tamtych wszystkich oskarżeniach wypadałoby jakoś inaczej to przyznać a nie tak chyłkiem...