wtorek, 31 grudnia 2013

Mały remanent 3


Kto co może a czego nie powinien.


Andrzej Mleczko


Pewne badania na amerykańskiej uczelni wykazały, że im człowiek się mniej na czymś zna tym pewniej i chętniej o tym pisze.Tak w skrócie. Internet jest doskonałym miejscem dla takich osobników.
W dodatku anonimowych znawców tematu.
Nie mam nic przeciwko temu aby ludzie opowiadali jak widzą to czy inne zjawisko.
Tylko czasem trzeba oddzielić to co naprawdę wiemy od tego co chcielibyśmy aby było. Często używana przez Pana K.K pozycja kibica ma także swoje ograniczenia i nie należy przekraczać pewnych granic. 
Opinie na temat przykładowo rynku książek szachowych są różne i tu nie ma niczego dziwnego. Mogą być rożne argumenty w zależności od spojrzenia czy to z punktu trenera zawodnika czy wydawcy.
Dlatego polemika pomiędzy K.K a Krzysztofem Jopkiem jest dla mnie przykładem pozytywnego starcia się poglądów.
Ze zdumieniem przeczytałem, że wypowiedź Krzysia Jopka według J.Konikowskiego jest skandaliczna. Wciąż się nie mogę nadziwić jak można nadużywać jednego słowa - klucza. Jest to po prostu inna opinia. Raczej wypowiedź J.K jest skandaliczna jeśli już coś jest takowe.
Przewija się także w wypowiedziach J.K pogardliwy stosunek to wszystkich, którzy myślą inaczej a mają niższą kategorię. Ja się nie powinienem wypowiadać bo wiadomo, że pracuje dla PZSzach i to jest koniec. Lissowski i Jopek nie mają pojęcia o czym piszą i nie powinni zabierać głosu. Arcymistrzom nawet takim jak Kramnik czy Gelfand czasem coś się chlapnie a Dworecki to już szkoda gadać.
Tylko człowiek, który niczego nie przeczytał z prac Dworeckiego może wypisywać takie bzdury jak Anonimy i czasem P. Kledzik. 
Przecież tu się nie da Panie Krzysztofie pisać z pozycji kibica. Trzeba być graczem, trenerem
Trzeba te problemy zobaczyć, poczuć z obu stron niejako.
Z tych chóralnych nieomal wypowiedzi wynika, że Dworecki pisał tylko o końcówkach a w ogóle nie wiadomo czy nie należałoby przenieść go do kategorii "leśnych dziadków".
Po tych wszystkich zabiegach pozostaje na placu boju tylko jeden znawca szachów.



Mały remanent 2







Z galerii Andrzeja Mleczko






Zawodowstwo i amatorstwo.

Widziałem ponad setkę zdolnych i nawet bardzo zdolnych dzieci, które już w pierwszych latach nauki w szkole zostały przytłoczone nadmiarem rożnych obowiązków według mnie zupełnie zbędnych.
Swego czasu arc. Bariejew na łamach "64" opisywał jak prowadza rekrutacje do szkoły szachowej mającej za zadanie szkolić Mistrzów takich właśnie przez duże "M".
Podstawowe pytania do rodziców to te o czas poza szkołą. Co dziecko jeszcze robi?
Sport w rozsądnych granicach i języki obce były tolerowane. Jeśli pojawiały się jakieś inne zajęcia Bariejew mówił :"nie".
Zgadza się, że szachy jak zresztą jakakolwiek pasja wymagają ogromnych wyrzeczeń.
To wiedzą wszyscy ale jakoś nikt nie chce ryzykować. Jak już pisałem trudno winić za to kogokolwiek. Ludzie mają prawo do wybrania w życiu tego czego chcą i nikt nie może im z tego powodu czynić wyrzutów. 
Wcale mnie to nie cieszy, że tak wiele zdolnej młodzieży odchodzi od szachów ale takie są realia.
Dlatego chcąc ocalić przynajmniej płomień pasji zachęcam do traktowania szachów jako wspaniałej przygody , którą przecież są.
Ilu mamy takich zdolnych szachistów, którzy mieliby zasobnych rodziców i motywację co najważniejsze?
Fischer rzucił szkołę ale jak było potrzeba to pracował i po 14 godzin dziennie nad szachami .
Spotkałem dwóch takich juniorów w swej wieloletniej praktyce ale w żadnym z przypadków nawet nie pytano mnie o zdanie.
Rodzice wraz z młodzieńcami sami podejmowali takie decyzje. Lub bez nich .Czy to dobrze czy źle to inna sprawa. Takie jednak są realia. 
Kiedy zdolne dzieci są przytłaczane rożnymi dziwnymi obowiązkami i w końcu rodzice rezygnują z szachów to zawsze jest mi smutno.Nie tak dawno bardzo zdolna i pracowita juniorka została odsunięta od "wyższych" szachów bo nie spełniła jakiej części umowy z mamą. Nie znam szczegółów ale chyba chodziło o naukę. 
Pojawiła się na zajęciach ze łzami w oczach i przez 15 minut w ogóle się nie odzywała. Dopiero kilka odcinków "Różowej pantery" uratowało sytuację. Patrząc z perspektywy sądzę, że wiedziała, że to już ostatnie zajęcia, którymi wręcz żyła.
Dawno nie było mi tak smutno jak wtedy , gdy dowiedziałem się o decyzji mamy. Nie oceniam jej ale smutek pozostał.
Wszystko na temat uwarunkowań społeczno - ekonomicznych napisał już "Marcin" na blogu J.K
Dodam tylko, że jako trenerzy nie mamy nic do powiedzenia przy podejmowaniu tak ważnych decyzji. Staramy się w "Akademii" jak możemy ale w każdej chwili musimy się liczyć z tym, że rodzice powiedzą: "stop!"
To prawda, że Jerzy Konikowski nie nakłaniał nikogo do rzucenia szkoły.
Przyznaję, że się pomyliłem. Uległem sugestii zawartej w tekście T.Lissowskiego
"Krystiana" rozczaruję bo w przeciwieństwie do J.K jak i Anonimów potrafię się do błędu przyznać.
Na Waszym blogu tą trudną umiejętność, choć nie do końca, posiadł jedynie Pan Krzysztof Kledzik.
Jerzy Konikowski jej nie posiada i wątpię aby się jej nauczył. Jak rozumiem , przyznanie się do błędu byłoby poniżające dla niego  bo przecież nigdy się nie myli. I nigdy nie kłamie.
Nie wspomnę już o części anonimów bo jak może coś poza chamskimi tekstami pisać ktoś, kto nawet nazwiskiem się boi podpisać.
I choć nie usprawiedliwia mnie to, nie moją specjalnością są wymysły i kłamstwa. Proszę szukać bliżej siebie.
Czym jest cała ta zmyślona sekwencja dotycząca rzekomego wyrzucenia mnie z "Akademii"?
Wymysł, kłamstwo czy jak to nazwać?
I jak lubi pytać Jerzy Konikowski: czemu to służy, co ma na celu?
Jak dla mnie to jest skandaliczne i niedopuszczalne. Nie jest to pierwszy przypadek i zapewne nie ostatni. Ale w swej własnej opinii J.K nie kłamie i zawsze pisze prawdę. I jest obiektywny i już nie wiem co jeszcze.
Tyle, że ostatecznie oszukać można tylko siebie.
I żadne zaklęcia i pisanie o mnie w taki sposób nie zmienią rzeczy bo te są takimi jakim są a nie jak chce je widzieć J.K .





Mały remanent






marcinwidza.blogspot.com





Końcówka roku to tradycyjnie już czas przemyśleń i porządków . Kilka tematów , które zamierzałem podjąć a z rożnych powodów nie pojawiły się na blogu chciałbym zamieścić jeszcze w tym roku.

1) Literatura szachowa mająca pomóc szachistom około pierwszej kategorii. 

Michaił Krasenkow w wywiadzie w "Macie" zaproponował podręcznik Dworeckiego co wywołało burzę a nawet doszło do tego, że owa rekomendacja nosiła jakoby "znamiona sabotażu"
Wiedza na temat końcówek jest w miarę stała i raz przyswojona powinna być szlifowana w praktyce. Oczywiście może się tak stać, że nasza praktyka pokazuje, że trzeba coś jeszcze powtórzyć, utrwalić ale możemy już tylko sporadycznie do tej wiedzy powracać. 
Dlatego trzeba o końcówkach wiedzieć sporo. Nie jestem tez przekonany czy trzeba studiować tą książkę w całości. Przecież końcówki hetmańskie w praktyce występują bardzo rzadko. Botwinnik w całej swej karierze zagrał zaledwie dwie takie końcówki.
Jest to zresztą jedna tylko książka a przerobienie jej z pewnością nie będzie czasem straconym.
Chciałbym aby taki "sabotaż" był skuteczny. 
Przekonanie, że jedna, choćby najlepsza książka i jedna rekomendacja arcymistrza zachwieją szkoleniem w Polsce jest co najmniej śmieszna.
Sam poleciłbym dwutomową książkę "Lessons witch grandamster". Dla zawodników powyżej I kategorii.


Dwutomowa praca zwiera 55 partii znanego arcymistrza, byłego mistrza ZSRR. Gulko komentuje swoje partie i w krytycznych momentach zadaje pytanie swemu uczniowi. Jest nim. Joel R. Sneed profesor psychologii . Jest entuzjastą szachów,amatorem i uczniem B. Gulko.Arcymistrz wymaga aby uczeń opowiedział co i dlaczego chce zagrać. Poszczególne zadania są o rożnej skali trudności i różnie punktowane. Dotyczą wszystkich faz gry.
Uważam, że ta książka powinna być przetłumaczona na język polski.




sobota, 28 grudnia 2013

Kto to jest?









Tym razem zagadka będzie bardzo trudna. Trzeba wymienić nazwisko przyszłego znanego arcymistrza. W czasie robienia zdjęcia miał 2 lata!


poniedziałek, 23 grudnia 2013

Tytułem wyjaśnienia.




Ze zdumieniem jednak przeczytałem komentarz Jerzego Konikowskiego odnoszący się do mojej wypowiedzi. Rozwinę wątki, które poruszył .
Po Budwie nie zostałem wyrzucony z "Akademii"  . Widać mnie zresztą na zdjęciach zamieszczonych na blogu Jerzego i jak zwykle kąśliwie skomentowanych przez jego Anonimów.
Zdjęciach z ME i sesji "Akademii".
Skład trenerski na tą sesję, która odbyła się po ME w Budwie można było sprawdzić w internecie na stronie Akademii.
Dalej są wymysły co do powtórnego wkupienia się w łaski PZSzach.
Do Emiratów pojechali trenerzy wraz z wychowankami. Nie ma to nic wspólnego z moją pozycją w "Akademii". 
Po prostu nie ma w składzie moich wychowanków .Są to kłamstwa tudzież wymysły. I po co to?
Wielokrotnie sugerowałeś Jurku , jak i Twoi Anonimowie, że niczego nie umiem i jako "leśny dziadek" ( Anonimowie) jestem trzymany w "Akademii" z powodu chwalenia czy też wielbienia PZSzach ( To Twoje sugestie).
Czyżby to nie jest obraźliwe?
Czyżbym nie miał żadnych osiągnięć?

Co do samych ME i "skandalicznych" tam moich zachowań to byłby dobry powód do spotkania w innym miejscu i wyjaśnienia w inny sposób jak to ujmujesz.
Jesteś Jurku przewrażliwiony na swoim punkcie, swego wizerunku. Nie widzisz, że opluwając mnie na swym blogu i zezwalając na to innym naruszasz moje dobra osobiste? Naprawdę tego nie widzisz?
Czy interesuje Cię tylko to co Ciebie obraża?
Przecież ani Ciebie ani żadnego  z  piszących nie było w Budwie i nie wiecie niczego tylko z relacji innych. I tylko wymysły i obraźliwe ujadanie Anonimów.
Rozumiem, że można kogoś nie lubić. Jednak trzeba się jakoś zachować. To nie jet pierwszy przypadek, gdy niczego nie badając rozdajesz kopniaki.
Czy wiesz coś na temat stanu zdrowia Pawła Teclafa?
Ja niczego nie napiszę na ten temat ze zrozumiałych powodów ale bez tej wiedzy niczego na temat mojej opieki nad Pawłem na ME nie można powiedzieć. A przecież tak łatwo zrobiono ze mnie pośmiewisko na Twoim blogu.
Przypomnę też przypadek, gdy Krzysio Szczurek został rzekomo dopuszczony do sesji Akademii aby jakoś uspokoić Panią Szczurek.
Okazało się to kłamstwem. Należało zbadać skład sesji a można to zrobić wchodząc na wspomnianą przeze mnie stronę. Nawet nie przeprosiłeś Pani Szczurek za obraźliwe słowa . Wyjaśnienie, że winien jest PZSzach zamiast przyznanie się do błędu jest tanim chwytem.
Ja na szczęście inaczej się odnoszę do "rewelacji" zamieszczanych na Twoim blogu , szczególnie na temat Akademii czy Dworeckiego.
Przypomnę, że krytykowałeś kierownictwo Akademii za posługiwanie się i zalecanie książek Dworeckiego.
Uznałeś, że tak się dziś nie pracuje nad szachami. To są Twoje słowa!
Wielokrotnie też sugerowałeś, że należy uczyć debiutów w "Akademii" i krytykowałeś kierownictwo jak i trenerów, że tego nie robią. 
Wystarczyło się zastanowić jak to zrobić. Wykazałem ,że jest to niemożliwe na swoim blogu ale przecież można to było wyliczyć.

Jeśli zaś chodzi o moje główne "kłamstwo" to proponuję odświeżenie pamięci w postaci polemicznego artykułu . I przeczytanie raz jeszcze artykułu w "Panoramie".
Co jest tam sugerowane?

http://szachowavistula.pl/felietony/index.php?action=artikel&cat=7&id=75&artlang=pl&highlight=szachy

Jedynie datę podałem niedokładnie. Artykuł ukazał się w roku 1999.

Jeśli czujesz się obrażony to mogę tylko przeprosić i wybaczyć to co o mnie napisałeś.
Życzę Ci abyś nauczył się przepraszać i wybaczać!

Z wyrazami szacunku!
Waldemar Świć




środa, 11 grudnia 2013

Co "przeskakuje" Carlsen?








Wypowiedź Kramnika o tym, że Carlsen "przeskakuje" debiut nie została przez niego rozwinięta, chyba dlatego, że Kramnik  zapomniał, że nie mówi do swoich kolegów arcymistrzów dla których sens wypowiedzi może być oczywisty. Wskazują na to wypowiedzi innych wielkich szachistów, których opinii nie powinniśmy traktować jako nieomylnych ale warto przyjać je poważnie i starać się wniknąć w ich istotę.

Kramnik nie powiedział jak dla mnie niczego nowego ani niefortunnego. Zarówno on jak i inni elitarni szachiści mieli kilka lat na opanowanie wiedzy o stylu gry Carlsena. Byli wręcz zmuszeni do tego bowiem młody Norweg parł niepowstrzymanie do przodu . Jak widać nie znaleziono jeszcze na jego styl gry sposobu. Ale wiedza o jego plusach i minusach jest podstawą życia innych zawodowych szachistów.
Dlatego ich wypowiedzi nie biorą się z powietrza.

Według mnie Carlsen "przeskakuje" raczej nie sam debiut , bo to nie jest możliwe tylko stara się jak najszybciej znaleźć poza obszarem badań czegoś takiego jak teoria debiutów. 
Sama nazwa jest zresztą umowna bo jakby to była teoria to musiałaby uwzględniać wszelkie przypadki i mieć odpowiedz na wszystko a tak przecież nie jest.
Ale z grubsza wiadomo o co chodzi. Możemy używać umownie tej nazwy do określenia w miarę aktualnego zasobu wiedzy o debiutach. 
Oficjalnego i nieoficjalnego bo o badaniach i osiągnięciach na polu teorii debiutów wybitnych arcymistrzów dowiadujemy się dopiero post factum czyli po rozegranej partii a i to nie zawsze.
Jest to zrozumiałe bo każdy chroni wypracowanej przez długie godziny wiedzy niezbędnej w praktyce.
Każdy z wielkich  i nie tylko wielkich szachistów stara się ominąć przygotowania przeciwnika
Nie wejść czy też nie wpaść w jego rozpracowania. Mieć jakieś "haki" w zapasie na specjalne okazje. Czasem wejść na obszar przeciwnika i mieć tam dla niego niespodziankę.
Można by tu jeszcze długo wyliczać.
Ci, którzy posmakowali gry w turniejach wiedzą o co chodzi.
Tak było zawsze nawet w czasach przed komputerowych ale zjawisko to nabrało innego charakteru
w epoce błyskawicznego dostępu do informacji i możliwości równie szybkiego ich przetwarzania.
Dlatego opanowanie nawet wycinkowe bo ograniczające się do jakiejś racjonalnej puli debiutowej jest niezwykle trudne.
Wciąż wymaga ciężkiej pracy. Czasem ,gdy jakiś wariant jest przedmiotem badań wielu szachistów próbują oni odnaleźć klucz do niego co przydaje wiedzy na temat wariantu ale ogranicza w pewnym momencie możliwości poszukujących.
Bardzo trudno jest znaleźć coś nowego. Pracują wszyscy a konkurencja jest olbrzymia.
W tej sytuacji można zachować się różnie. Studiować warianty aprobowane przez teorię, spotykane w setkach najaktualniejszych partii . Mając jako taki, możliwe najlepszy ogląd stanu wiedzy na ten temat poszukać jakiegoś nowego pomysłu z lub bez podpowiedzi komputera.
To jest pewien schemat powielany przez wielu, prawie wszystkich szachistów.
W konsekwencji granie wariantów, szczególnie pryncypialnych stało się jakby rodzajem umowy, którą milcząco prawie wszyscy aprobują. I tu trzeba powiedzieć, że wśród wielkich szachistów też są rożne podejścia.
Swego czasu Morozewicz pracował nad rzadko grywanymi wariantami i odniósł sukces bo był wtedy jeśli nie jedyny to jednym z nielicznych, którzy tak czynili.

Carlsen w miarę możliwości stara się znaleźć poza obszarem tego co można wymodelować w domu przy pomocy komputera. Unika długich "obowiązkowych" wariantów.
Oczywiście nie zawsze jest to możliwe, szczególnie gdy gra czarnymi. 
Swiesznikow twierdzi, że Carlsen nie ma "uderzeniowego" debiutu białymi.
Tyle, że najwyraźniej mu to nie przeszkadza.
Przed meczem z Anandem pracował głównie nad debiutem i to jest zrozumiałe bo akurat w tej fazie gry musiał się liczyć z przewagą Hindusa.
Tyle, że trudno sobie wyobrazić aby godzinami badał pozycje jakie uzyskał po debiucie w dwóch pierwszych wygranych partiach.
Oczywiście poza kadrem pozostało co kto przygotował.


Dla mnie podejście Carlsena jest bardzo praktyczne i ożywcze.
Przenosi on akcent na grą praktyczną . Na tym skupia swą energie o czym zresztą sam mówił.

Nie chce się ścigać w wiedzy pamięciowej, chociaż podobno ma fantastyczną pamięć.
Wybrał walkę przy szachownicy , starając się jak najwcześniej postawić przed przeciwnikiem problemy, których ten nie rozwiązywał wcześniej w domu.
Nie unika uproszczeń i sobie tylko znanym sposobem wybiera takie pozycje, które według niego nadają się do gry.
Oczywiście nie zawsze się to udaje. Liczy się jednak kierunek działania.
Potrzeba też olbrzymiej energii bo Carlsen gra "do spodu" wszystko co da się grać.
Po meczu o mistrzostwo świata wyraził opinię, że wielu graczy z czołówki nie jest w stanie grać w takim jak on napięciu wszystkich partii. 
Mamy tu zatem do czynienia z wieloma składnikami, które nie dają się skopiować, powtórzyć a przynajmniej nie tak proste to jest.

Czy podejście Carlsena coś zmieni w świecie szachowym? Nawet jeśli to nie sądzę aby były to zmiany szybkie i widoczne. Ci którzy pracowali dotychczas w pewien znany im dobrze sposób nie przestawia się na inny rodzaj pojmowania szachów. 
W wypowiedzi Kramnika ten wątek się pojawił. Był on uczony i sam pracował inaczej i tego już nie zamierza zmieniać. Jednak widzi w postaci Carlsena i jego stylu gry przyszłość szachów.
Jakakolwiek wypowiedź może być interpretowana różnorako i jak komuś będzie wygodnie to znajdzie sposób aby ją odpowiednio nagiąć. 
"Przeskakiwania debiutu" nie należy przecież traktować dosłownie. Kramnik użył skrótu myślowego.
Dlatego dobrze jest zobaczyć jakie nowe elementy wnosi do szachów Carlsen ale jak wiadomo nie da się tego powtórzyć. To jest jego droga.
Nawet zakładając, że nie studiował końcówek ani gry środkowej co jest założeniem ryzykownym to pozostaje pytanie na jakiej zasadzie tak fantastycznie gra szczególnie proste praktyczne końcówki i jak się wyraził Gelfand "wyciska wodę z kamienia". 
Kasparow twierdzi, że u Carlsena porażająca jest szybkość i adekwatność oceny pozycji, szczególnie tych tzw, prostych.
Póki co nie wiemy skąd to ma bo jeśli z natury rzeczy to widać inni muszą poczekać na taki dar albo znaleźć sposób na wypracowanie takowego.
On sam uważa, że z gry praktycznej ale przecież inni też grają i to dłużej od niego a nie grają tak fantastycznie.

Każdy wielki człowiek ma to coś nie będące do odtworzenia, powielenia.
Można mieć wzorce ale wiadomo, że to tylko "wersja robocza".
Może motywować do pracy, wytwarzać jak to mawiał Witkacy "napięcia kierunkowe" ale nie da się pójść na skróty.
Tak rozumiem "przeskakiwanie debiutu".




środa, 4 grudnia 2013

Nowy król dla nowej ery szachów





Mistrzowie świata - były i obecny



Mecz o Mistrzostwo Świata zakończył się ale wciąż pojawiają się opinie dotyczące tak przebiegu, jak i znaczenia tego spektaklu dla przyszłości szachów. Carlsen już dużo wcześniej pokazywał swoje własne spojrzenie na szachy ale dopiero ten mecz  przypieczętował wynikiem sportowym, udowadniając, że tak można grać nawet w najważniejszych pojedynkach.


Bywało już, że Kramnik grał z Kasparowem w roku 2000 na nieco gorsze końcówki w "Berlince" ale było to specjalne "danie " przygotowane dla Kasparowa  i -  jak się okazało trudne - do przełknięcia. 


Jednak trzymania takiego kursu jak Carlsen, nie można skwitować tylko psychologicznymi aspektami .


Wypowiedzi jego wielkich kolegów po fachu takich jak Kramnik, Gelfand czy Kasparow, układają się w bardziej czytelny obraz nowego Championa.


Przypomnę, że Kramnik określił jako dominantę w grze Carlsena  "przeskakiwanie" debiutu.

Zgadza się to zarówno z przebiegiem partii Magnusa jak i jego własnymi wypowiedziami sprzed 3 lat. W podobnym duchu wypowiadał się niedawno Gelfand.
Do tego tematu chciałbym jeszcze powrócić a tymczasem proponuje streszczenie wypowiedzi samego Kasparowa na temat Carlsena. 
Jest ona tym ciekawsza, że ci Wielcy współpracowali w latach 2009 - 2010 a jest to najlepsza okazja do poznania człowieka.
Dla bardziej dociekliwych podaję link kierujący do pełnej wypowiedzi Kasparowa

http://www.chesspro.ru/match2013/view/wcm13_kasparov_carlsen


Trzynasty mistrz świata uważa, że zdecydowana przewaga Carlsena zwalnia od konieczności długich dywagacji na temat meczu jako takiego, chociaż błędy jakich dopuścił się Anand nosiły często niewymuszony charakter. Jak zauważył Kasparow jeszcze przed rozpoczęciem meczu, Anand musiał walczyć nie tylko z przeciwnikiem będącym niekwestionowanym liderem światowych szachów ale także z nieubłaganym upływem czasu. 
"Carlsen to naturalna siła, której czas nadszedł i Anand niewiele mógł na to poradzić".
Głowna siła Carlsena , według Kasparowa tkwi we wspaniałej zdolności intuicyjnego chwytania 
istoty prostych pozycji i rozgrywania ich z kolosalną dokładnością. Jeszcze w czasie ich wspólnych zajęć w roku 2009 Kasparow był porażony tym, jak szybko i precyzyjnie Carlsen ocenia pozycję, praktycznie nie licząc wariantów. To poczucie harmonii stawia go w jednym rzędzie z Capablanką i Karpowem., podczas, gdy sam Kasparow, według jego własnej opinii, musiał przy szachownicy stracić wiele czasu i energii, zanim uchwycił istotę zagadnienia.
Carlsen to pierwszy Mistrz Świata, który wyrósł w pełni w epoce komputerowej.
Kasparow wspomina swą kartotekę, półki z książkami i to jak musiał zaznajamiać się z komputerem - początkowo używając go w charakterze bazy danych,  później w miarę wzrostu siły modułów analizujących także w charakterze pomocnika w przygotowaniach.
Dzięki komputerom nowe pokolenie graczy wyróżnia się wyższym, nieomalże maszynowym poziomem obiektywności przy szachownicy i trzynasty mistrz świata nie bez zadowolenia widzi ironię losu w tym, że sam Carlsen to intuicyjny i "ludzki" szachista.
Kasparow wyraża przekonanie, że nowy młody mistrz świata, który chce zostawić swój ślad w historii jest szczególnie pożyteczny dla każdej dyscypliny sportowej. Przy tym przyszłość szachów jest w takim samym stopniu związana z przyszłością Magnusa Carlsena, co przyszłość Magnusa z przyszłością szachów. Wzrost liczby grających, turniejów, przyciągnięcie nowych sponsorów, włączenie szachów do programów szkół - wszystko to będzie z korzyścią dla Carlsena i innych liderów nowego pokolenia. 
Gdy w roku 1985 Kasparow zdobył tytuł mistrza świata trudno było wyobrazić sobie, ze za trzydzieści lat w meczu o szachową koronę spotkają się przedstawiciele Indii i Norwegii.
Będąc uniwersalnym sposobem porozumiewania się szachy pokonują wiekowe, językowe, edukacyjne i wszelkie inne bariery. Kasparow ma nadzieję, że z Carlsenem niosącym sztandar szachów nasza gra zawojuje nowe terytoria.