wtorek, 31 grudnia 2013

Mały remanent 2







Z galerii Andrzeja Mleczko






Zawodowstwo i amatorstwo.

Widziałem ponad setkę zdolnych i nawet bardzo zdolnych dzieci, które już w pierwszych latach nauki w szkole zostały przytłoczone nadmiarem rożnych obowiązków według mnie zupełnie zbędnych.
Swego czasu arc. Bariejew na łamach "64" opisywał jak prowadza rekrutacje do szkoły szachowej mającej za zadanie szkolić Mistrzów takich właśnie przez duże "M".
Podstawowe pytania do rodziców to te o czas poza szkołą. Co dziecko jeszcze robi?
Sport w rozsądnych granicach i języki obce były tolerowane. Jeśli pojawiały się jakieś inne zajęcia Bariejew mówił :"nie".
Zgadza się, że szachy jak zresztą jakakolwiek pasja wymagają ogromnych wyrzeczeń.
To wiedzą wszyscy ale jakoś nikt nie chce ryzykować. Jak już pisałem trudno winić za to kogokolwiek. Ludzie mają prawo do wybrania w życiu tego czego chcą i nikt nie może im z tego powodu czynić wyrzutów. 
Wcale mnie to nie cieszy, że tak wiele zdolnej młodzieży odchodzi od szachów ale takie są realia.
Dlatego chcąc ocalić przynajmniej płomień pasji zachęcam do traktowania szachów jako wspaniałej przygody , którą przecież są.
Ilu mamy takich zdolnych szachistów, którzy mieliby zasobnych rodziców i motywację co najważniejsze?
Fischer rzucił szkołę ale jak było potrzeba to pracował i po 14 godzin dziennie nad szachami .
Spotkałem dwóch takich juniorów w swej wieloletniej praktyce ale w żadnym z przypadków nawet nie pytano mnie o zdanie.
Rodzice wraz z młodzieńcami sami podejmowali takie decyzje. Lub bez nich .Czy to dobrze czy źle to inna sprawa. Takie jednak są realia. 
Kiedy zdolne dzieci są przytłaczane rożnymi dziwnymi obowiązkami i w końcu rodzice rezygnują z szachów to zawsze jest mi smutno.Nie tak dawno bardzo zdolna i pracowita juniorka została odsunięta od "wyższych" szachów bo nie spełniła jakiej części umowy z mamą. Nie znam szczegółów ale chyba chodziło o naukę. 
Pojawiła się na zajęciach ze łzami w oczach i przez 15 minut w ogóle się nie odzywała. Dopiero kilka odcinków "Różowej pantery" uratowało sytuację. Patrząc z perspektywy sądzę, że wiedziała, że to już ostatnie zajęcia, którymi wręcz żyła.
Dawno nie było mi tak smutno jak wtedy , gdy dowiedziałem się o decyzji mamy. Nie oceniam jej ale smutek pozostał.
Wszystko na temat uwarunkowań społeczno - ekonomicznych napisał już "Marcin" na blogu J.K
Dodam tylko, że jako trenerzy nie mamy nic do powiedzenia przy podejmowaniu tak ważnych decyzji. Staramy się w "Akademii" jak możemy ale w każdej chwili musimy się liczyć z tym, że rodzice powiedzą: "stop!"
To prawda, że Jerzy Konikowski nie nakłaniał nikogo do rzucenia szkoły.
Przyznaję, że się pomyliłem. Uległem sugestii zawartej w tekście T.Lissowskiego
"Krystiana" rozczaruję bo w przeciwieństwie do J.K jak i Anonimów potrafię się do błędu przyznać.
Na Waszym blogu tą trudną umiejętność, choć nie do końca, posiadł jedynie Pan Krzysztof Kledzik.
Jerzy Konikowski jej nie posiada i wątpię aby się jej nauczył. Jak rozumiem , przyznanie się do błędu byłoby poniżające dla niego  bo przecież nigdy się nie myli. I nigdy nie kłamie.
Nie wspomnę już o części anonimów bo jak może coś poza chamskimi tekstami pisać ktoś, kto nawet nazwiskiem się boi podpisać.
I choć nie usprawiedliwia mnie to, nie moją specjalnością są wymysły i kłamstwa. Proszę szukać bliżej siebie.
Czym jest cała ta zmyślona sekwencja dotycząca rzekomego wyrzucenia mnie z "Akademii"?
Wymysł, kłamstwo czy jak to nazwać?
I jak lubi pytać Jerzy Konikowski: czemu to służy, co ma na celu?
Jak dla mnie to jest skandaliczne i niedopuszczalne. Nie jest to pierwszy przypadek i zapewne nie ostatni. Ale w swej własnej opinii J.K nie kłamie i zawsze pisze prawdę. I jest obiektywny i już nie wiem co jeszcze.
Tyle, że ostatecznie oszukać można tylko siebie.
I żadne zaklęcia i pisanie o mnie w taki sposób nie zmienią rzeczy bo te są takimi jakim są a nie jak chce je widzieć J.K .





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz