Jeden z moich kolegów tak żartobliwie nazwał cykl książek G. Kasparowa "Moi wielcy poprzednicy".
Obserwując i analizując partie z ostatniego meczu o Mistrzostwo Świata pomyślałem, że niestety przemija coraz to szybciej epoka, którą w szachach pamiętam jako barwną, nasycona wspaniałymi fajerwerkami kombinacji, nowinek debiutowych, głębokich zamysłów strategicznych.
Dla przypomnienia proszę obejrzeć partie młodziutkiego Karjakina. To były czasy...
Aż łza się w oku kręci...
Uważam, że piosenka Okudżawy będzie tu dobrą ilustracją.
![]() |
Pozycja po 11...0-0 |
Karjakin-Malinin
Z Carlsenem nie tak łatwo o takie fajerwerki :)
OdpowiedzUsuńW ogóle nie jest z nim łatwo.
OdpowiedzUsuńPrzeminęło z wiatrem...?
OdpowiedzUsuńMoże nie jest aż tak źle? Mimo wszystko od czasu do czasu wiatr (z Londynu) przywiewa fajerwerki Caruana - Nakamura i Nakamura - Vachier-Lagrave.
Miałem na myśli tendencję. Dobrze, że się mylę bo przecie świat szachowy sprowadzony do "berlina" i słowiańskiej byłby nie do zniesienia
OdpowiedzUsuń