piątek, 14 lutego 2014

Przygotowanie psychologiczne niejedno ma imię





Włodzimierz Wysocki




Przed przeczytaniem dalszej partii tekstu proponuję wysłuchanie pieśni Wysockiego . Taka kolejność nie jest przypadkowa.


A po przesłuchaniu mniej zorientowani w subtelnościach języka rosyjskiego mogą zapoznać się z polskimi przekładami pieśni. Pozostawiają one wiele do życzenia ale pozwalają się zorientować w czym rzecz.



Co to wszystko ma wspólnego z psychologią? I z przygotowaniem do partii? Otóż ma i to wiele!
Przenieśmy się do roku 1984. W meczu o MŚ Karpow prowadzi z Kasparowem już 5:0

"Wyobraźcie sobie człowieka, który wisi na jednej ręce nad przepaścią a uzyskacie dokładny obraz sytuacji w jakiej się znalazł po 27 partii Kasparow." - pisał Mark Tajmanow.

"Wystarczyłoby aby zrobił jeden błąd a byłoby po meczu. I pod takim Damoklesowym mieczem znajdował się pretendent od dłuższego czasu i to jeszcze z kim! Z samym mistrzem świata.
Przy tym zdołał wygrać jedną partię a w szeregu innych zaostrzyć sytuację i dyktować przebieg walki!"

A oto fragmenty relacji Kasparowa: 
(...)"Pewien człowiek bardzo pomógł mi w tym czasie. 
Wówczas nie mogłem wymienić go z nazwiska, powinno to pozostać w tajemnicy, chociaż był znaną postacią. Nazywają go Tofik Dadaszew. Urodził się w roku 1947 w Baku. Swoje pierwsze psychologiczne doświadczenia przeprowadzał już w wieku 13-14 lat. Latem roku 1964 , będąc w Charkowie poznał znamienitego Rolfa Messinga. To spotkanie zdecydowało o jego życiu.
Poznaliśmy się , gdy przegrywałem 0:4. Podtrzymywał mnie na duchu w sytuacji, zdawałoby się beznadziejnej, przekonując, że nie przegram meczu  nawet, gdy wynik powiększy się do 0:5.
Ten wynik Dadaszew jakby przewidział.
Ja także jestem człowiekiem intuicji. I zwykle przeczuwam co może nastąpić(...)

(...) Jednak był człowiek, którego niewidoczne ramie czułem niezmiennie na przestrzeni całego tego nieskończonego maratonu - Władimir Wysocki.
Pół godziny przed partią izolowałem się od otoczenia, zakładałem słuchawki i włączałem magnetofon...  48 razy mknęły jego "Konie" na skraju przepaści, 48 razy jego nieprawdopodobna , nierealna wizja przydawała mi sił do podtrzymania bezlitosnej walki.
Nigdy nie widziałem żywego Wysockiego. Po prostu nie zdążyłem. Bariera czasu rozłączyła nasze drogi. Jednak żadnym przeszkodom nie udało się i nie uda zatrzymać głosu Wysockiego, mknącemu  na spotkanie z nami.
Nie pamiętam dokładnie kiedy ( miałem 12 lub 13 lat) usłyszałem po raz pierwszy zapis jego pieśni , jednak w pamięci wyraźnie pozostało silne, ostre odczucie od wylewającego się z taśmy magnetofonowej ładunku emocji... 
Wzrastając patrzyłem na otaczający mnie świat szerzej i zacząłem powolutku rozumieć socjalne znaczenie twórczości Wysockiego. A kiedy zacząłem odróżniać odcienie i pozbywając się zwykłej dziecięcej czarno-białej percepcji ostatecznie dokonałem wyboru. Od tamtej chwili Wysocki stał się moim nieodłącznym towarzyszem podróżny, dobrym geniuszem. Każdy krok na nielekkiej drodze na szczyt, krok połączony czasem z nierozsądnym ale nieuchronnym ryzykiem, wywoływał w pamięci asocjacje ze światem Wysockiego - tak głęboko zdołał on przeniknąć w psychologię walki i rywalizacji.
Jestem przekonany: ładunek energii uzyskany przy słuchaniu Wysockiego nie jest jakimś wyjątkowym dla szachów pobudzeniem . Wszyscy uzyskujemy dodatkową  energię dla działania - każdy w swojej dziedzinie. Jednak wystarczy się wsłuchać aby zrozumieć, że za czasem celową prostotą przekazu skrywają się wartości, znajdujące się w zupełnie innym wymiarze niż, powiedzmy, szachy, sport lub nawet literatura czy sztuka. Zaczyna nas prowadzić do głębin tych ogólnoludzkich uczuć i wartości , które żyją  w nas i wokół nas, niezależnie od  naszej woli i na których zapewne trzyma się wszechświat. Jedni nie mają z tym niczego wspólnego, inni czując coś niezwykłego, starają się odseparować od zbędnych emocji. Niektórzy godząc się na wyrzeczenie się spokoju i wygody, czynią pierwsze kroki na nielekkiej drodze jednak napotykając na nieprzewidziane przeszkody , schodzą z niej. Tylko niektórzy nie oglądając się idą naprzód (...)

Tłumaczyłem z książki G.Kasparowa "Bezlimitnyj pojedinok" Moskwa 1989.

Najważniejsze to mieć do czego się odwołać w najtrudniejszych chwilach. W przypadku Kasparowa była to energia płynąca z pieśni Wysockiego. I ufność jaka zrodziła się z relacji ze światem widzianym oczyma Wielkiego Barda .






2 komentarze:

  1. Panie Waldemarze, gratuluję świetnych wpisów! Na blogu impotentów szachowych (takich co tylko piszą, ale nie umieją nic pożytecznego zrobić) Pańskie teksty są często komentowane. Chyba Panu zazdroszczą dobrych tekstów. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje! Nie czytam wspomnianego bloga od jakiegoś czasu i jest mi obojętne czy tam coś piszą i co piszą . Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń