piątek, 9 czerwca 2017

Gra "na klasę"







Z uwagi na nieporozumienia towarzyszące  tytułowemu zagadnieniu proponuję tłumaczenie fragmentu rozdziału z książki Aleksandra Panczenki "Teoria i praktyka gry środkowej"


Część V Równe pozycje

Swoją teorię W. Steinitz zaczynał właśnie od takiego pojęcia i mówił, że przy równowadze nie należy od razu atakować, tylko trzeba gromadzić drobne przewagi (szczególnie na początku partii), starać się wywalczyć przewagę, a potem dopiero przechodzić do ataku osłabionej pozycji. Można to osiągnąć tylko drogą długotrwałego manewrowania. W równych pozycjach, ocena pozycji i ułożenie planu gry nabierają większego znaczenia niż w pozycjach z przewagą jednej ze stron, tutaj częściej zdarzają się błędy strategiczne. Właśnie w takich pozycjach, przejawia się klasa gracza, jego myślenie pozycyjne, sztuka manewrowania i technika. W związku z tym, że nie da się przekształcić równej pozycji bez błędów czy niedokładności trzeba grać jak maszyna, ale to jest niemożliwe, dlatego równą pozycję wygrywa ten, kto mniej się myli i gra dokładniej, to znaczy ten, kto ma wyższą klasę. Czasem, aby grać na wygraną w równych pozycjach (najczęściej z dużo słabszym przeciwnikiem) zdarza się pójść na jakieś tam ustępstwa, licząc na swoje doświadczenie, niedoczas przeciwnika. Lasker, Korcznoj, Poługajewski, Larsen i inni szachiści często szli na to, ale dostawali „swoją grę” na innej części szachownicy. Tego typu pozycje rozpatrywaliśmy wcześniej (patrz <<Kontr gra>>), dlatego teraz nie będziemy do nich wracać. Zwykle podczas gry z w przybliżeniu równymi przeciwnikami odbywa się skomplikowane manewrowanie, gra na zmęczenie, na błąd przeciwnika, jak często robili Capablanca, Schlechter, Rubinstein, Smysłow, Petrosjan, Karpow, Andersson i inni.
Rozpatrzymy dwie najbardziej typowe metody gry w równych pozycjach, w tym w pozycjach z mikroskopijną przewagą jednej ze stron.

Gra „na klasę”
(bez ryzyka jak remis to remis)


Gra „na klasę” to stopniowe gromadzenie drobnych przewag drogą manewrowania, czasem zmianę charakteru pozycji na w przybliżeniu równą innego typu.




Aby obraz  był pełniejszy proponuje jedną z wielu pozycji zamieszczonych w książce Panczenki w charakterze przykładów dla tego rozdziału.

Poz. po 14 pos. białych



Mam jeszcze kilka uwag.
Związek debiutu z grą na klasę jest tylko taki, że , gdy nie uzyskamy przewagi w debiucie musimy uciekać się do takowej gry jeśli chcemy próbować wygrać.
Grać tak może tylko silniejszy szachista przeciwko słabszemu .
Inaczej cała ta koncepcja pozbawiona byłaby sensu.
Wiele współczesnych pojedynków jest rozgrywanych w ten sposób.
Wynika to chociażby z wysokiego stopnia poznania w stadium debiutowym. Trudno jest tu uzyskać przewagę i potrzeba innych sposobów do gry na wygraną.
Uwagi te kieruję szczególnie do prześmiewców z niemieckiego blogu dla Polaków, którzy konsekwentnie nie zamierzają zrozumieć sensu zarówno "przeskakiwania debiutu" jak i "gry na klasę" 

Jak zwykle ignorancja i głupota walczą tam o pierwszeństwo.






10 komentarzy:

  1. Wszystko wskazuje na to, że jedyne książki, jakie przeczytał Jerzy Konikowski, to te, z których korzystał, żeby napisać swoje. Gdyby miał większą wiedzę ogólną, jego książki nie byłyby tak bezbarwne. Przejrzałam jego książkę o meczu Carlsen-Karjakin. Na internecie można znaleźć wiele stron, które przedstawiły ten mecz znacznie ciekawiej. Nuda i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  2. " z niemieckiego blogu dla Polaków " - szkoda, że kaczystowska myśl dociera do szachów!
    Żenujące, pani Świć!

    OdpowiedzUsuń
  3. Na niemieckim blogu jest tylko jedna, jedynie słuszna opcja. W komentarzach wszyscy potakują Herr Konikowskiemu.
    To co jest grzeczne, to Herr Konikowski podpisuje swoim nazwiskiem, natomiast hejt podpisuje już swoimi pseudonimami.
    Widać, że Herr Konikowski ma dużo czasu wolnego skoro ma czas na pisanie na blogu. Gdyby kogoś trenował lub gdyby pisał wartościowe i przemyślane książki nie miałby czasu na pisaninę na blogu.

    OdpowiedzUsuń
  4. To wiadomo już od dawna.Nie ma nadziei aby to się zmieniło.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, boli Pana Jerzego jego niemieckość, bo jako "sceptyk" zaczął pisać o rosyjskim blogu. Tymczasem Pan, Panie Waldemarze, jest przecież jak gwiazdka na blogu JK, czyli *polskim szachistą, mieszkającym i płacącym podatki w Polsce oraz znającym środowisko polskich szachistów i ich problemy ;) W przeciwieństwie do wyimaginowanego moderatora tamtego niemieckiego bloga.
    Ale gdyby nawet chcieć grać w ich grę, to wyższość rosyjskich szachów nad niemieckimi nie budzi niczyich wątpliwości :P
    MAT

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autorem określenia "niemiecki blog" jest Zbigniew Nagrocki. Jest ono zresztą zgodne z prawdą. Użyte w odpowiedniej formie i czasie może być traktowane jako obraźliwe, zwłaszcza przez tak delikatnego i subtelnego osobnika jak Jerzy Konikowski.Użyłem tego określenia celowo bo jak można inaczej określić działalność prowadzoną na tamtejszym blogu? Wyłania się z tej pisaniny obraz dramatyczny. Oto polskie zdolne dzieci źle uczone ( bo nie od debiutów) zostają zmarnowane do czego rękę przykładają także nieuczciwi i niekompetentni działacze.Polscy trenerzy w zasadzie nie istnieją a jeśli to lepiej aby nie istnieli bo się na niczym nie znają. Źle uczą, nie publikują i w ogóle. Do niedawna Marek Matlak niszczył polskie szachy kobiece ale chyba nieudolnie bo te nieszczęsne niszczone istoty zdobyły srebro olimpijskie! Nawet spieprzyć dobrze nie potrafi! Jeśli ktoś nie został zniszczony to niebawem to nastąpi. Wieje grozą.Czyli parada głupców trenerów, działaczy i otumanionych rodziców.I tylko Jerzy Konikowski swym sokolim wzrokiem, dalekosiężnym i przenikliwym wszystko to ogarnia.
      Nie wiem w jakim kontekście zostałem właścicielem rosyjskiego bloga. Szachy rosyjskie a wcześniej radzieckie zawsze były mi inspiracją bo tam byli i są najlepsi szachiści, literatura i trenerzy. Chętnie sięgam do tak obfitego źródła.
      Od mnie więcej tygodnia nie czytam wzmiankowanego bloga i nie zamierzam czytać. Szkoda mi czasu na takie bzdury.Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Sformułanie "blog niemiecki" jest całkowicie adekwatne, ponieważ właściciel tego bloga, Jerzy Konikowski, jest obywatelem niemieckim, nie będący polskim zawodnikiem, trenerem, sędzią, publicystą, problemistą itp., który większość książęk pisze w j. niemieckim. Trudno nazwać takiego gniota polskim blogiem - sam język polski nie wystarcza. Myślę, że to wyjaśnia, dlaczego używałem, używam i bedę używał, że jest to Deutsch Scheiße. Mam nadzieję, że Frau Konikowski vel Adamek, Obi, Teddi, Dominik itd. nie stwierdzi autorytatywnie, jak każda hanyska, że ten komentarz jest napisany klona z blogu Waldemara Świcia. Ja zawsze się podpisuję pod swoimi tekstami, czego nie można powiedzieć o Jerzym i Sylwii Konikowskich.
      P.S. Dyskusja o wyborach na Deutsch Scheiße zainspirowała mnie do zainteresowania się tym tematem. Zapraszam na moją stronę i zachęcam do dyskusji [url]http://www.nagrocki.com/opinie-kontrowersje/20-pzszach/19-walne-sprawozdawczo-wyborcze-zgromadzenie-delegatow-polskiego-zwiazku-szachowego[/url]

      Usuń
  6. Panie Waldemarze, do niemieckiego trenera nie przyznaje się ani Wojtaszek ani Naiditsch. Dla nich kontakt z tym niemieckim trenerem to tylko mało znaczący epizod. Dobrze byłoby dowiedzieć się kogo Herr Konikowski wytrenowal w swojej nowej ojczyźnie, bo jakoś nic o tych dokonaniach nie słychać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małe sprostowanie: Naiditsch nigdy nie wypowiedział się, że Jerzy Konikowski miał coś z nim wspólnego. W czasach, kiedy jeszcze rozmawiałem z Jerzym Konikowskim, on sam stwierdził, że tylko dlatego miał kontakt z 11-letnim Naiditschem, że ten małolat nie znał niemieckiego. Można przyjąć, że Konikowski był tłumaczem Naiditscha. Ta informacja pochodzi z najlepszego źródła, bo od Jerzego Konikowskiego. Legenda, która jest w Wikipedii i "Szachach Polskich" została stworzona przez Jerzego Konikowskiego.

      Usuń