piątek, 7 lutego 2014

Wspomnienie






18.06.1951-25.01.2014




Gyula Sax

Z Gyula Saxem miałem przyjemność spotkać się dwukrotnie w bojach przy szachownicy, oraz wielokrotnie będąc uczestnikami olimpiad szachowych, czy turniejach strefowych - ja w rolach zawodnika lub trenera, a Gyula niezmiennie jako gracz- podpora drużyny Węgier.
Jego aktywny styl gry, obfitujący w spektakularne kombinacje, zjednywał mu rzesze sympatyków. Zawsze grał aktywnie na wygraną, razem z arcymistrzami Riblim, Adorjanem pięknie rozwinęli się u boku Lajosa Portischa, wykorzystując sprzyjający klimat do szachów na Wegrzech, który stworzył ówczesny przywódca narodu- Janos Kadar.
Obydwa moje pojedynki z Gyulą miały oprócz czysto szachowego przebiegu , interesujące podteksty.
Po raz pierwszy spotkaliśmy się na międzynarodowym turnieju juniorów, rozegranym w Warszawie w 1968 roku! Grało w nim 12 juniorów ( wtedy obowiązywał wiek do 20 lat, bez jakiegokolwiek podziału na grupy wiekowe). Po świetnym starcie (5,5 z 6!) prowadziłem ( mając 15 lat), ale wtedy właśnie na mojej drodze stanął Gyula Sax.
Rozegraliśmy obronę sycylijską, wybrałem – po raz pierwszy w praktyce czarnymi wariant Poługajewskiego w wariancie Najdorfa. W znanej sobie pozycji, postanowiłem wzmocnić kontynuację, dziwiąc się dlaczego do tej pory tak w tym momencie nie grano.







Co ciekawe wiedziałem, że grywa sie tutaj 13…h6, ale niestety przy szachownicy znalazłem „wzmocnienie”13…h5?? I po odpowiedzi Gyuli H:e6+!! wszystko zrozumiałem… Partia była praktycznie rozstrzygnięta, a moja  „kontynuacja” znalazła się później w niektórych książkowych opracowaniach wariantu Poługajewskiego. Byłem tak zdeprymowany, że już nigdy tego wariantu nie zagrałem. Dla szachowych historyków przypomnę, że turniej wygrali późniejsi arcymistrzowie: Lothar Vogt ( wtedy NRD), przed Jewgenijem Ermenkowem (Bułgaria), Gyula Saxem itd., a grał w nim min. Jerzy Lewi, z którym wygrałem i wyprzedziłem go.


Moja druga partia z Saxem z uwagi na swoje zabawne okoliczności została opisana w zbiorze anegdot szachowych:

" W końcu lat 70-tych drużyna OZszachu Śląskiego rozgrywała mecze towarzyskie min. z Budapesztem. Było to wtedy ogromna atrakcja turystyczna, także sportowa, jako, że Węgrzy zdobywali medale na Olimpiadach szachowych i reprezentowali bardzo wysoki poziom.
Na takim meczu rozgrywanym na kilkunastu szachownicach w pięknym Budapeszcie liderem drużyny Śląska był mistrz Jacek Bielczyk. Węgrzy chyba trochę nas zlekceważyli, wystawiając nie najsilniejszy skład i w pierwszym meczu ponieśli sensacyjną porażkę!
Nazajutrz, gdy przybyliśmy na rundę rewanżową naszego spotkania, kilka minut przed rozpoczęciem meczu, do naszego lidera podszedł kierownik ekipy Ślaska, zasłużony działacz- p. Franciszek Burczyk.
- Panie Jacku, ci Węgrzy bardzo chcą się zrewanżować za wczorajsza porażkę i na pierwszej szachownicy wystawiają jakiegoś niezłego nie pamiętam już nazwiska, ale na pewno na „S”."
Gdy podszedłem do stolika, okazało się, że rzeczywiście siada do mnie „niezły na S”- arcymistrz Gyula Sax - w tym czasie gracz pierwszej dziesiątki na świecie!
Po pięciogodzinnej ciekawej partii granej czarnymi uległem „niezłemu” na "S"

Gyula Sax pozostanie w mojej pamięci jako świetny arcymistrz o niezwykle spektakularnym stylu gry, a jednocześnie miły, uśmiechnięty szachowy przyjaciel.


Jacek Bielczyk


Dziękując Jackowi za ciepłe słowa wspomnienia informuję, że zamierzam wrócić do porywających partii Saxa już wkrótce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz